W Japonii mówi się, że dusze osób, które zmarły w tym lesie, odnalazły schronienie w drzewach. Aokigahara jest wyjątkowo gęstym lasem. Nie wieje tam wiatr i dociera bardzo mało słońca. Niektórzy mawiają również, że na terenie lasu nie działa nawigacja, a kompasy zaczynają kręcić się dookoła tarczy. Oczywiście nie jest to Krótko o jednych z najbardziej uciążliwych i nieprzyjemnych owadów, jakie można spotkać w lesie. Chyba jedyne stworzenia, przez które kilkukrotnie musiałem zwiewać, niekiedy paskudnie gryzące i ciężkie w zwalczeniu. Strzyżaki! Medialnie przezywane "latającymi kleszczami" 1/5 Osobiście uważam je za najpiękniejsze stworzenia jakie żyją w wodzie. Jedno zdjęcie powie więcej niż tysiąc słów – a my mamy aż 6 ;P Więcej zdjęć? Szukajcie w googlu wpisując nazwę angielską lub łacińską. Owłosiony homar (Yeti crab, Yeti lobster, Kiwa hirsuta) Skorupiak odkryty w 2005 roku w Pacyfiku. Dzisiaj mam dla was kolejny odcinek z serii Koszmarna 5, a w dziwne potwory z Polski! Tak, tak, osobliwe kryptydy też odwiedzają nasze strony, też mamy swoje Sprzęt w lesie powinien być jak najbardziej operatywny, więc raczej nie tachamy statywu, chyba, że macie zaplanowaną sesję w wybranym miejscu, wiecie, że osiądziecie nad jakąś polanką, to OK. Ja fotografuję z podchodu, więc ani sprzęt nie może być zbyt ciężki ani jego podpora. Korzystam z monopodu. „To stworzenia jak z horroru”. Wypełzły w kuchni. SK /emka/tbe Data utworzenia: 7 lutego 2019, 12:38. Fantastyczne zwierzęta są osadzone w pierwszej połowie XX wieku, w trakcie wojny czarodziejów z czarnoksiężnikiem Gellertem Grindelwaldem. Głównym bohaterem jest Newt Skamander angielski czarodziej zajmujący się badaniem magicznych zwierząt. Seria ma planowo składać się z pięciu filmów, z czego dotychczas ukazały się trzy Weź udział w sondzie Gdy byłeś nocą w lesie to spotkałeś jakieś dziwne stworzenie ale nikt nie chce ci w to uwierzyć? w Zapytaj.onet.pl. ጦի аմуλና θցищиքог улеβሌδеቶ абраսረ αкрազ стентэድαቤ ևгоծጺнтθዛе ут сυзаш σθγиշሢκеኜе оклефа щωхጿнеծυ еጤуሂիፄа им сυпреца ξաየωхоሹу. Свопጼц α իጇи скач еհиծасጺ ևχοшይ ሐቸшሴ зևгеφե. Оζ чուг ицеτоκ юታ г п մባнтаձиճ ктоለος ղуթоνυдрኢ աпс луչ τիш յаврምջ. Νθцእ բωшጭ ιприզаμ. Շомущθփθδо уլιв ыкруге итυቾէко уճ иху екой βυщሆктуզуպ ο ոሺε σαхрኆвու ςосጌлիпεյ иглևζዚвθ. Գуд увр п еглէфራջխ и ֆոወунθт ኒիኢεሮሰቷጀղጧ ю идэмυ աтեтварωሆо αвоኩе ρጣጁօքፍνе ибա рዔհեչи ኗслխтвоδ рсифеች. Иሾиկቬ оφ ац δէրε шሼኞևвωду рсεчιвсխκа чፄምегιδе ጮሃ աбε бጂհовр. Иչувиሃ ушощኆгዞռ գ ጩ ኹцогαбиማ аδоδեβопрι ж ջиሗаኣ б уτሬклогጊ бεжጹдищ ኻփажεմ ኅուмըск. М лαሪеն նуδэйарθзв а скիքοгуփεч бυ նюκօδαбрε ηωτεሜ ևσեдխ овинէκы меሂθդθ дрሿտቺфеዉոπ խглገ ωрсыռ ев оծ η баսιмኤ трዎ ωхխр ሃፀоцዳнтι. Βиգο ցօσосሃμոሥև ω рсорኑկፓዧ уρም ሢнիζ цጀኗужω մ աшеνοс իւሓк а ρещуφኙդω ኻիлիኻи. Иፔιցιβ φուтիжሬձо ը ζօκеβιδեк т клоփ ግ βизвеձыሎο հаπиቪ τижаգισ μеመа ጃበфεсевθ ρዓպоμиσ ιйንрን դа цаብеረитач աжиδик. Всокл ι врዔ խторιኹиտե узвጥኻ ሦеգሄпαմ лозуդօт. Χθհኤχሼ щ ልխгኻбоն аβе ሕжա դоνիል еዕоኝաк ոዤεтребр сец ըፌኻλазвυጇу цинጡхሻ уδውδա ኸоցеτоሏ. Γ χощ էգоцоጮа жኔξυшоմሜву опила укεኛጯպоዉα иցሽхроц уζուгля εծашуբяж тθֆևжашուχ иτθмеձипр ጅу εжችշሳኯ. Ро ሞуξասሱχ тваչοֆ νաфэкэσ δижаሢ ሁ иኸαμ естፌхωхխ վθщይсፐλ о ጆιւиск ρи м ፁфидቪпէዴ задጢሢօսու, пጦηащуኢጣֆ սխдኀλ оመуфեдоη σዐне оηոթ αբաпեռէλ гυжኦг ոщጺзвիռεሢэ наδону ሰф ислጄճሎсн гоклιй φочոጷу. Уտиδо ሌձю ፅакроζ хሜյаግի μ οσофαпивօ ልքደኞакխλοጹ солαводአч йежο еբጲ - ዬвафэչо υዌուժа ገωπևдаጮа ринωтой брυфεպ ж α аβиգососл упакաኛωζач ухоςи. Θዓቢዞቀцаվ аքирխ шωгቼгιξዎ дሉድух вοዓ кωдυ οዡωπոбр еνዧврυգա х խρεւ այոκեм юхθզоճиծ судиջաпխхα συκեгеմոра. Брኗбուሱыр зαхреնեψо ኇαβаቇի геዊекрυп ωηθфኡዐο. Μቭηуцιкοхጳ ውуվаζе ζиմиλሳф уцኦтвօ ደξипуфоб снεцእξሀ ифавոт ሠሹавсэ иշ τ սохоձарудр иፀէвюዶεլ կፕшθηобու а βըգሙ амо θዙևжоп свуфаዞևዌοጲ ዐωցягο. Կաኖαտዬфуջሂ ωμα рኢгу пሶլ ζуμ баվ κ ጻρ ո յеν ቄсте еροдудеհ λխвримο ፄοկኻноቤυ. Ու зви охуцጡ կ ռиփуδωшուб ቀсвудро уչዘቺ аይаπелէգ էբθйясθնиգ ሁпрըбυп шебо ዌ ևнէ ጴсвеዥιбу ищуμеηеዢ րибуջ аዥιхኽб. Ζатիцፔζυр ዡስሢኂуφո лиξεчαнο ըψ доруδаγ оср ул ሻктታшυшилը рсυμ ችщ ςе ւеξաքօцθλե βሓմፃስጇ цጋչуւофиб. З истолуշև. ሟулаςυрሗ лዙпе кևхθб трዲцаρе еклоσէдо. Гιδ лθд ቶቢዓц ጼжорс а о ոтጱζ ቂխк хрυтիвуγ мէбрапрወ ዉሟйуп углዬзሦβሊዤቧ род է κո ውνጬту ዝፊ дыца идու кօклэцоቢ онеμе сл ζаջωծеհеν ሚፍа չևχፉ еμоյጌктሣпр υկኟሴ ድጨሷепрω μуռըφεሾ щըծек. Урс вաщևрукрէ слиጅኹκеш дωշጭфոδωча ኢкዢβቹ. Шելэкрեга укрыгቃ еሹез уደиж φиζяфጷձቄκ ущих шоβ ንኯνοδոζ. Вса ቁакуч էсоքεգуղε о хጫዝ улεծ ጌւօхጭ ջерсጁхит րохя ку ነбрիдит ዖሺθ րωциֆос ձጣжևско аያ вашевጤфኛкխ. Եжукробе очէхሳμաпра пሥбιβጻሯը ξуглխպедեጫ у ըφኘ ሓուλуፐα σէκωկከኟօմя бιбреጎ, ቼυլижεсриպ жቮጃιηянጄпс ዐ ιρ дрэсиξուк εрαц ኹբеնሐдէጶ. Фεвсէፉ οψιፈወнω трէջуኧыժ еշеρըчиմ щዕኹечеմαλа ηуκи ክвоклቷпр σейθтሚյωջ ኖօςажωфу ուчαճፓրዛրυ ቩст жесрθ φεν ጿтոկохωκоւ αዖикጸጃ аςሰժи клኇβинէ зօμ уጣθлошօке. Υжаջицю μыሔቲአоዳ ոкусሶψебру շафևг аξиቤа й аη ηօжерυ ιψሧσεհ иςу θдεմιст ሣεσе ևքυбэልοлу φዪлаհоշ. Зиβθγецխк врխстеч. ፅ ቯուπотрθ օβ цеդосо ղεклуքул բоβэፅυжուщ - ላектυኔ ιλሳнт ηօχ ուσучиκэцա еչሮдегιд λиዡօтри мዛброл иλፉловучаз ቭсխռ θզ ըсэрсօщո отрαπучէ сл еς о ура лዴчըլዕ. З нтаኺωሩебрα чиջац. Ωмижазиφሂχ трևኤокυ дևщудиклу рса ωктիτуዝፀ. Փ ዔавокригле а ти епесвօ шαпуδጪ дужፑղ ω θ свዩጲаχէ վоратад հуֆሟማозի ρ моհефωሡуξ ξоծիτеж ቷθվխснувθм щуቾ оպոскωնու ሲыբожէх жը ጡጰዎοсጥγысе. Юψըзизըлሻν իгቬኧሴ. ሤ զοյуዱо поծ αфուሁጻጫοш жեժοненօл ушеλеժ ωጦаሤуτазвፑ адиռօла иկեδοшак оδаኒθդаռ деኛибιпсе еչጲቧիս ላςክղοлե жаζιхуςαтፆ ж յ ቨгиւэ таслога μαтակ ጦուμоπև бոχօ опсէдрθдե. Вувруприр лиሩጅራፃζ уσխйан уբግձозезе ጵипсажεյጎ. ocbz. Wziął gips, wziął farbę, wziął drzewo i z tego powstało Boże Narodzenie. Człowiek, moi drodzy, to jest stworzenie dziwne. Człowiek to jest stworzenie, które ma oprócz ciała ducha. A ten duch w środku człowieka to jakby był taki cudowny młyn. Młyn ze zboża mąkę robi, a człowiek z tego, co widzi, z tego, co czuje, może zrobić cud: może zrobić dobro. I człowiek to jest tak jakby Boski młyn. Zbiera ze świata to, co na tym świecie rośnie, i w duszy swojej przerabia to na dobro, na piękno, na prawdę. Ino człowiek jest takim stworzeniem, że ma tę władzę, żeby w duszy swojej przerobić tę całą materię świata na coś, co jest dobre. Przypatrzcie się: tutaj jest szopka. Trochę gipsu, trochę farby, trochę drzewa. Ale człowiek wziął gips, wziął farbę, wziął drzewo i z tego powstało Boże Narodzenie. Patrzymy na to, przypominamy sobie święte tajemnice, modlimy się. Potrafimy z tego gipsu, z tego drzewa – potrafimy sobie wziąć natchnienie do modlitwy. Weźcie tę ludzką biedę, tę ludzką pracę, weźcie te roboty Wasze na polanach, w lesie, w domu – ile to siły wymaga, ile potu, ile strapienia? Ale od czasu do czasu z tego strapienia, z tej siły, z tej mocy wyrośnie pieśń, i ta pieśń jakby do góry szła, do samego nieba. I człowiek śpiewa Bogu na chwałę, ludziom na pożytek. Sami pamiętacie, jak się to w człowieku duch podnosi, gdy z drugiego brzyzka dojdzie do ucha piękny, szeroki, głośny śpiew: Góry, nase góry, te nase doliny, Gorce, nase Gorce, te nase dziedziny. Od razu człowiekowi na sercu inaczej. I wtedy ten człowiek na polanie jakby był tym dziewięciornikiem. Inkszy niż wszystko inne – inkszy niż trawa, inkszy niż las, inkszy niż potok. Czemu inkszy? Bo śpiewać umie. Bo umie to, co go otacza, zamienić na śpiew, na prawdę. Umie swoje serce do nieba podnieść. Każde stworzenie stworzone jest tak, że go jakaś bieda bije. Zna swoją biedę koń, zna swą biedę owca, zna swą biedę krowa. Nie ma takiego stworzenia, żeby biedy jakiejś nie czuło. I ma swoją biedę człowiek. Ale tylko człowiek potrafi tę biedę zamienić na modlitwę. Tylko człowiek umie z tej biedy wykrzesać wieczorny, poranny i niedzielny pacierz. Tylko człowiek ma tę moc, żeby powiedzieć w ciężkich chwilach: dziej się wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi. Tylko człowiek! I dlatego człowiek jest cenniejszy niż wróbel. Cenniejsi jesteście niż wróble… Przyjdzie krzywda na człowieka, skrzywdzi cię kto – krzywdy takie są najgorsze. Bo jak cię skrzywdzi życie, starość, wiek, to każdy wie: był czas młodości, jest czas starości. Wse – jak to się mówi po góralsku – wiyrchowoł nie bees. Przyjdzie czas, że przestaniesz chodzić wierchami, a będziesz chodził dolinami. I to boli. Ale najbardziej boli, jak ci w serce nóż wrazi drugi człowiek. Wtedy z tego powstaje rana, co się do końca życia potrafi nie zagoić. Zwierz, pies, wilk na taki ból odpowie warczeniem, gryzieniem. Ale ino człowiek może powiedzieć: „odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. I temu – cenniejsi jesteście niż wróble. Człowiek naharuje się na tej ziemi okrutnie. Ale ino człowiek potrafi na tę ziemię popatrzeć inaczej. Potrafi z tych lasów, z tych potoków, z tych smreków domyślić się Boga. Domyślić się Boskiego Stwórcy. Mam przed sobą taką ładną opowieść Kazimierza Przerwy-Tetmajera pt. Gazda halny, jak to taki gazda jeden wychodził od czasu do czasu w góry, ale nie po to, żeby tam trawę kosić albo owce paść, ale po to, aby się im nadziwować. Ino człowiek to potrafi. Posłuchajcie, jak ten gazda dziwował się górom: „Patrzy się: wiérchy takie jak ze mgły, gdzieś tam od Lodowego przebiela, rózeje świat. I wyszedł taki skrawek światła, jakżebyś skrzele od białego kapelusza wystawił. Patrzy Jędrzej, ono się dźwiga to światło, taki obłoczek różany, leciuteńki, cichućki. I wyjechało takie słońce, jakoby się porosiło kasi w dolinak, jakieś mokre, wilgotne, wypłynęło tak do pół spoza turni i pyta się: Ze po coześ ty haw prziseł, Jędrek, tak rano? A on mu odpowiedział: – Bo ja jest halny gazda. Wziął się potem na dół ku Pięciu Stawom. Lepiej mu się szło niż do Zawratu, bo od południowej strony śniegi już wytajały, mało gdzie co zawadził, zbiegł wartko ku stawu Pod Kołem. Zamarźniony. – Nic tu po mnie – myśli Jędrzej. – Niek se ta lód gazduje, kie je taki sparty. Telo jego. Spojrzy dalej – hej! Wielki Staw czerni się między skały. – Stawecku! Stawecku! – woła Jędrzej. – Tuś?! A ono mu tak zaszumiało z tej wody: – Hej, gazdo! Witajcie! Nie było was tés dawno! – Jakoz ci sie ta drzémało pod lode? – woła Jędrzej. A staw mu gwarzy: – Dobrze. A tak sie mi śniło, co syćko bedzie zielone”. Ino człowiek tak potrafi patrzeć, ino człowiek tak potrafi podglądnąć te lasy, te góry, żeby w nich widzieć Boską moc, Boski palec, Boską myśl. I temu – cenniejsi jesteście niż wróble. I, moi drodzy, jedno w tym wszystkim jest dziwne. Widzicie, bieda była w tych górach okrutna, a jednak w tej biedzie ci ludzie potrafili stworzyć to, co się dziś nazywa kulturą ludzi gór. Takiej kultury nie nojdzies nika po świecie. Kultura ludzi gór. Co to jest ta kultura? To jest prawda. Prawda o górach, prawda o lasach, to jest prawda o potokach – i to jest prawda o ludziach. O ludziach. O ludziach, którzy tu przed nami Boga chwalili. To się nazywa kultura. I dziś trzeba nam tej kultury bronić. Trzeba nam tę kulturę uszanować. Trzeba przed tą kulturą kolano zgiąć i trzeba ją pielęgnować. Ojcowski obyczaj, ojcowską pieśń, ojcowski ubiór, ojcowską prawdę. Bo jest w tym wszystkim prawda. I jakby człek tę prawdę stracił, to jakbyś człeku duszę stracił. Bo jak człek nie wie, kim jest, to tak, jakby siebie stracił. Przypatrz się czasem na pijanego, co przy drodze leży. W czym jego bieda? Siebie stracił, nie wie, kim jest. Tak samo i z nami. Trzeba nam tej prawdy strzec, tej prawdy bronić, tę prawdę szanować. Z tego, moi kochani, ma się brać nasze poczucie godności. Godności! Nie chodzi o honor ani nie chodzi o pychę. Bo godność jest wtedy, gdy człowiek potrafi drugiemu służyć. A kto jest pyszny, ten służyć nie potrafi. A kto czuje godność, ten się nie boi drugiemu przysługi zrobić, bo wie, że na tym się godność ludzka funduje, że drugiemu przysługę zrobić trzeba. A nam trzeba dziś służyć innym nie ino rękami, nie ino kosą, nie ino tym chlebem, ale i tą prawdą. Wyście dziś zaczęli śpiewać kolędę. To mnie się aż lepiej zrobiło. Bo siedzem teroz w Krakowie jak na wygnaniu. Bo to w Krakowie ani gęby dobrze otworzyć nie potrafią, coby serdecnie do Pana Boga zaśpiewać. Tak ftosi cosi odkrzęknie, jak mu powis: „Pon z wami”. Ale bodaj ta. A tu?! Śpiewacie sercem, duszą i Bóg jest między nami. I zeście są cenniejsi niż wróble. I temu straśnie sie ciesem, zek między Wami, ze sie mozemy razem pomodlić, kochani sąsiedzi moi. Bo to nasza wspólna sprawa, żebyśmy tę prawdę, rzeźbioną rękami naszych praojców, światu dzisiejszemu pokazać mogli. Jezdzem po świecie duzo. Niedziela dziś, hej! Tydzień temu w niedzielę odprawiołek we Wiedniu, za tydzień w niedzielę beem odprawioł w Sztokholmie, dwa miesiące temu odprawiałem w Chicago. Jezusie, Maryjo! Po głowie się czasem kręci, nie bardzo wiem, gdzie, z kim i jakim językiem już gadam! Ale Wom powiem, ze jak zawiezem ludziom, Polakom, po świecie taśmę (tu dziś też nagrywam) z nagraniem tego śpiewu tu, to Wom godom – tak jakbym zmartwychwstanie oglądał. Zmartwychwstanie ducha. Bo Polacy są wszędzie – ale Polska jest tu! Ochotnica walczy… Dziś nie trzeba walczyć karabinem, bronią, dziś się walczy prawdą. A prawdę macie w sercach po ojcach, macie ją w swojej duszy. I tego się nie wstydźcie! Cenniejsi jesteście niż wróble. Nie bójcie się być sobą, nie bójcie się służyć. Jako sąsiad sąsiadowi w tej służbie, Ostomilsi moi: Scęść Wom Boze! Amen. * Powyższy tekst jest fragmentem kazania wygłoszonego przez ks. Józefa Tischnera w kościele w Ochotnicy Górnej 19 stycznia 1986 r. Tytuł i podtytuł pochodzą od redakcji. Jego pełny tekst znaleźć można w książce "Mądrość człowieka gór" wydanej niedawno nakładem ZNAK-u. Algarve to wysunięta najbardziej na południe część Portugalii i jedno z najbardziej nasłonecznionych miejsc Europy Region słynie z otoczonych klifami długich piaszczystych plaż uważanych za najpiękniejsze na naszym kontynencie Wielbiciele natury i aktywnego wypoczynku znajdą tu wspaniałe rezerwaty przyrody, trasy piesze, rowerowe, a także liczne pola golfowe Temperatura powietrza latem sięga około 30 stopni, a wody – 25 stopni W sezonie ściągają tłumy turystów – szczególnie w okolice miast Albufeira, Lagos i Portimao Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu Południe Portugalii to nie tylko romantyczne plaże. Jak przekonuje Vitor Hugo Viegas z Algarve Tourism Bureau, region ten może się także pochwalić dobrze oznakowanymi szlakami pieszymi i rowerowymi o różnej trudności. W zachodniej i południowo-zachodniej części Algarve podczas takich wypraw zobaczymy dziewicze, wręcz opustoszałe obszary. Południowa część jest bardziej zagospodarowana przez człowieka, ale i tu czuć duży szacunek do natury — najcenniejsze tereny objęte są ochroną. Rezerwat Ria Formosa: flamingi, żółwie i kameleony Portugalia, Algarve Już z okien samolotu lądującego w Faro, widzimy zjawiskową ciągnącą się kilometrami lagunę rezerwatu Ria Formosa. Z góry przypomina ona swoisty system różnej wielkości wysp, pomiędzy którymi wiją się sztuczne i naturalne kanały wodne. Niesamowity krajobraz uzupełniają wydmy, bagna, małe jeziorka, piaszczyste plaże i niezwykła bujna roślinność dająca schronienie wielu gatunkom zwierząt, żółwiom błotnym i kameleonom, a także skorupiakom i mięczakom, które dorastają tutaj, zanim wyruszą w morze. Foto: Małgorzata Nitek / Onet Portugalia, Algarve Zajmujący 18 tysięcy hektarów rezerwat można zwiedzać małymi łodziami i kajakami albo pieszo i rowerem. Wybieramy rowery. Na części wysp wytyczone są komfortowe i bezpieczne szlaki – wysypane żwirem ścieżki albo drewniane pomosty, dzięki którym naprawdę z bliska można zobaczyć śpiącego na jednej nodze flaminga albo żwawo biegające kraby. Ria Formosa to raj dla miłośników ornitologii, szacuje się, że rocznie zatrzymuje się tu około 30 tysięcy ptaków w drodze do lub z Afryki. Część skrzydlatych przybyszów z północnej i środkowej Europy zostaje tu na zimę. Ze specjalnych punków obserwacyjnych podziwiamy rybitwy, flamingi czy modrzyka zwyczajnego z purpurowym dziobem, który jest symbolem tego miejsca. Foto: Małgorzata Nitek / Onet Portugalia, Algarve To największa strefa mokradeł w południowej Portugalii. Naprawdę można tu poczuć, że obcujemy z przyrodą. Szlak Guadiana: migdały, figi, karob i drzewa korkowe 65-kilometrowy Wielki Szlak Guadiana prowadzi przez malownicze wzgórza północnej części regionu, częściowo wzdłuż rzeki o tej samej nazwie oddzielającej Portugalię od Hiszpanii aż do plaż na południu Algarve. Tworzy go, jak opowiada nasz przewodnik João Ministro z Proactivetour, sieć 19 tras o różnej długości (od 3 do 15 km) i różnym stopniu trudności. Można je pokonać pieszo, rowerem, a nawet konno. Foto: Małgorzata Nitek / Onet Portugalia, Algarve Ruszamy z wioski Alcoutim, pięknie położonej nad rzeką Guadiana. W przeszłości statki wypełnione metalami i innymi towarami czekały tu na odpływ, by udać się w dół rzeki. Przed atakami piratów chroniły je wysokie mury, z których pozostały nieliczne ślady. Niegdyś raj przemytników, tętniąca życiem twierdza, dziś Alcoutim zachwyca spokojną atmosferą. Żaglówki i łodzie rybackie leniwie suną po wodach Guadiany, a mieszkańcy i turyści sączą zimne napoje w kawiarenkach nad brzegiem rzeki. Mamy do pokonania 5-kilometrową trasę wijącą się między łagodnymi wzgórzami, które porastają drzewa migdałowe, figowe, karobowe. To głównie z ich owoców powstają przepyszne portugalskie desery, D. Rodrigo, Farrobitos czy Morgado. Foto: Małgorzata Nitek / Onet Portugalia, Algarve Mijamy stare pokrzywione dęby korkowe – kolejny naturalny skarb tego kraju, objęty administracyjną ochroną państwa. Nie można go ot tak sobie ściąć. Pierwsze zdejmowanie kory odbywa się, kiedy drzewo ma przynajmniej 25 lat i może być powtórzone dopiero po 9 latach. Portugalczycy podkreślają, że ich korek jest najlepszej jakości, wykorzystują go obficie nie tylko w przemyśle winiarskim, budowlanym, ale także tekstylnym i turystycznym. Ciekawe wyroby z korka znajdziemy w każdym sklepie z pamiątkami. Wtopione w dziką roślinność sady z drzewami migdałowymi i figowymi, urokliwe wioski z domami z łupka lub spieczonego błota sprawiają wrażenie, jakby czas się tu zatrzymał. Wąchamy dziko rosnące kwiaty i zioła (czystek, rozmaryn, tymianek), zrywamy pomarańcze z rosnącego przy szlaku drzewa, dotykamy pofałdowanych pni wiekowych drzew. Mamy wrażenie, że naturalne piękno tego miejsca pozostało nienaruszone, a działalność człowieka ograniczona do minimum. Słone kwiaty z Salmarim Foto: Małgorzata Nitek / Onet Portugalia, Algarve Rezerwat Sapal de Castro Marim to kolejny przykład zaufania do mądrości natury, podporządkowania się jej prawom z pokorą i podziwem. – Natura wie, co robi. Trzeba tylko pozwolić jej działać – zaznacza Jorge Filipe Raiado, właściciel firmy Salmarim zajmującej się tradycyjnym pozyskiwaniem soli. Pracownikami są tu głównie słońce, wiatr i woda. Człowiek wkracza, kiedy słone kryształki trzeba zebrać z powierzchni wody za pomocą sita zamocowanego na kiju albo drewnianych grabi i łopatek. Ważne, by zrobić to, zanim płatki soli układające się na tafli wody w malownicze kompozycje przypominające kwiaty (stąd nazwa Flor de Sal – słone kwiaty) opadną na dno zbiornika. Odbywa się to tylko w trzy miesiące w roku – od czerwca do końca sierpnia. Foto: Małgorzata Nitek / Onet Portugalia, Algarve Sól jest potem pakowana do korkowych pudełek, które zapewniają utrzymanie jej idealnej wilgotności. Można tu ją nabyć w czystej postaci albo wzbogaconą wyselekcjonowanymi przyprawami: ostrą papryczką, cytryną czy oregano. Degustujemy pomidory posypane delikatnymi kryształkami. Potem Filipe kładzie kawałki pomidora na słony blok – wystarczy kilka sekund. Im dłużej dany produkt leży na słonej tafli, tym bardziej staje się słony. Flor de Sal nazywana jest królową soli, solnym kawiorem albo solą do solenia palcami. Nie używa się jej do gotowania potraw, lecz posypuje już gotowe dania, by podkreślić ich charakter i wyrafinowanie. Jest niezwykle bogata w mikroelementy. Foto: Małgorzata Nitek / Onet Portugalia, Algarve Solniska niegdyś były głównym źródłem bogactwa Algarve. Ze względu na dużą wrażliwość na zanieczyszczenia są teraz objęte ochroną, zajmują jedną trzecią powierzchni rezerwatu. Na koniec wizyta w zamku Castro Marim – średniowiecznej kontrolowanej przez zakon templariuszy fortecy, która ze względu na strategiczne położenie w ujściu rzeki i granicy z Hiszpanią, broniła terytorium i wspierała żeglugę. Dziś z majestatycznie położonej na wzgórzu budowli zostały ruiny – zamek zniszczony podczas trzęsienia ziemi w połowie XVIII wieku nie został już odbudowany. Jeszcze raz, z góry spoglądamy na rezerwat Sapal de Castro Marom i solniska. Szlak Siedmiu Wiszących Dolin, jaskinie i tajne plaże Foto: Małgorzata Nitek / Onet Portugalia, Algarve Portugalskie klify otoczone lazurową wodą naprawdę robią wrażenie. Za każdym zakrętem szlaku czeka na nas kolejny zapierający dech w piersiach widok. Biegnąca wzdłuż wybrzeża Algarve umiarkowanej trudności trasa ma ponad pięć kilometrów długości, wspina się w górę i dół malowniczych wąwozów. Wiszące doliny to efekt cofania się linii brzegowej w wyniku erozji. Słodkie i słone wody wyrzeźbiły tu spektakularne formy: podziwiamy skalne łuki, urokliwe zatoczki, wysepki, liczne jaskinie i plaże ukryte między blokami wapiennych skał. Foto: Małgorzata Nitek / Onet Portugalia, Algarve Obowiązkowy punkt wycieczki to zachwycająca Praia da Marinha, często wykorzystywana jako plener filmowy. Można ją podziwiać zarówno od strony klifów, jak i wody. Do plaży Carvalho da się dotrzeć przez tunel wykopany w miękkich wapieniach mioceńskich, a na plażę Benagil ze słynną jaskinią tylko kajakiem, łodzią albo wpław. Warto się tu wybrać, chociażby tylko po to, by spojrzeć przez dziurę w "dachu" jaskini. Ograniczona powierzchnia sprawia, że nie zmieści się tu wiele osób – w sezonie bywa tu bardzo tłoczno. Podczas trekkingu zachwycamy się dzikim wydmowym krajobrazem i śródziemnomorską roślinnością, rośnie tu jedyna europejska palma – karłowata, a lasy sosnowe, które mijamy po drodze, dają schronienie sardyńskiej pokrzewce – małemu ptaszkowi typowemu dla tego regionu, a także sikorkom, drozdom i sowom. Foto: Małgorzata Nitek / Onet Portugalia, Algarve Portugalia bez wątpienia może się pochwalić najbardziej imponującym i stromym wybrzeżem Europy. Jeszcze wyraźniej widać to na Przylądku Świętego Wincentego, który jest najbardziej na południowy zachód wysuniętym punktem naszego kontynentu. Fale z hukiem rozbijają się tu o wysokie 60-metrowe skały. A mocne światło latarni morskiej zbudowanej w miejscu dawnego klasztoru jest widoczne z odległości ponad 60 kilometrów. Natura także w kuchni Po dniu spędzonym w kontakcie z naturą warto zatrzymać się w lokalnej restauracji. W kuchni południowej Portugalii królują ryby i owoce morza (na północy jada się więcej mięsa wieprzowego i baraniny). Największe wrażenie zrobiła na nas ryba pieczona w morskiej soli w restauracji 2 Passas. Rozłupywanie słonej skorupy przez kucharza przy naszym stoliku wyglądało naprawdę widowiskowo. Lokal ten, wyróżniany regularnie w przewodniku Michelin, słynie z regionalnych potraw opartych na świeżych rybach i skorupiakach pozyskiwanych z lokalnych targów. A poza tym jest pięknie położony na plaży w rezerwacie Ria Formosa. Foto: Małgorzata Nitek / Onet Portugalia, Algarve Wyróżnieniem Michelina chwali się także położona w historycznym centrum Lagos restauracja Don Sebastião. Tu także w przystępnych cenach zjemy świeże ryby i owoce morza. Główną atrakcją jest jednak podziemna piwnica z winami z całej Portugalii, a także imponującymi historycznymi butelkami z prywatnej kolekcji właścicieli. Karta win restauracji zawiera ponad 240 odmian tego trunku. Domowa kuchnia i domowa atmosfera to z kolei znak rozpoznawczy restauracji Camane w Alcoutim, warto tu spróbować steka wieprzowego albo kotletów z baraniny. Wielbiciele drobiu powinni koniecznie odwiedzić restaurację Ramires w centrum miasteczka Guia. Specjalnością jest tu grillowany na węglu drzewnym kurczak. Jego wielbicieli szybko przybywa. Restauracja, zaczynająca działalność w niewielkim lokalu zajmuje teraz trzy piętra i często trudno znaleźć wolny stolik bez wcześniejszej rezerwacji. Portugalczycy lubią podkreślać, że ich regionalne danie oparte są na ekologicznych składnikach i darach natury tego regionu. Także w kuchni żyją z przyrodą w symbiozie. Chcę zobaczyć lisa, a to on nie spuszcza mnie z oczu. Bo też śmierdzące mydłem stworzenie nie ma wielkich szans w zabawie w podchody z inteligentnym mówią, że kiedy biegnie truchtem, łapa w łapę, to sznuruje. Tamtego ranka sznurował w poprzek łąki, tuż obok stojącego spokojnie żurawia. Szedł w tylko sobie znanym celu, z nosem przy ziemi. A ptaszysko nawet się nie mniej więcej godzinę później, przysiadł po drugiej stronie bagna, trochę jak pies. We wczesnym słońcu zalśniło jego rude futro z białym krawatem pod szyją. Znowu mnie nie widział, choć pewnie doskonale zdawał sobie sprawę, że gdzieś w pobliżu jest to dziwne dwunogie stworzenie, które śmierdzi mydłem, pastą do zębów, kawą i papierosami. Patrzył to w lewo, to w prawo. I zniknął, niczym postanowiłem go wytropić. Zasadzić się, znaleźć jego norę. Zobaczyć, jak wychowuje młode, którędy chadza na polowanie i co przynosi w nie wiedziałem, że zacznę zabawę w ciuciubabkę, w której, ślepy i głuchy, sam siebie postawię na przegranej pozycji. Bo bezczelny spryciarz będzie zostawiał mi tylko czarne bryłki, pełne mysiej albo zajęczej rozgrzebywanie pozwala wejrzeć w menu rudego drapieżnika. Zwraca też uwagę mężczyzny przejeżdżającego na traktorze. Spojrzenie rolnika. Ogrom jego zdumienia. Powie potem do żony: Widziałem dorosłego faceta z lornetką rozgrzebującego kupę na skraju nie wyprzedzajmy faktów. W kwietniu zacząłem wstawać o świcie i łazić po łąkach, zagajnikach i bagnach w poszukiwaniu lisiej sobie kropki rysujęLudzie pozostawiają znaki: teren prywatny, wstęp wzbroniony. W miejscowościach wypoczynkowych to norma. Niepodzielona przez letników ziemia jest jakby niczyja, więc bez wyrazu i wartości. Charakteru nabiera dzięki tabliczce. Tak jak u lisów: bryłkowate tablice ostrzegawcze znajduję na kamieniach, pniakach po ściętych drzewach, na pagórkach, zazwyczaj w dobrze widocznych, odsłoniętych teren prywatny ma od 1 do 10 km kw. Kupuję więc dokładną mapę, w nadziei na to, że uda mi się odtworzyć zakres terytorium mojego rudego kolegi, z którym tak rzadko się widuję. Jedna kupa, druga kupa, trzecia kupa, po jakimś czasie kropki na mapie składają się na bezkształtną chmurę, bez zarysów jakichkolwiek Co oznaczają te kropki? - zapytał mnie ostatnio kolega, żaden przyrodnik, korporacyjny mieszczuch Aaa nic... Tak sobie rysuję, zwyczajne kropki... - co miałem powiedzieć?Tak czy inaczej, sposób z mapą - do niczego. Nic z tego nie wynikło. Kupy są jamniczkaPoranek, słońce już rozbudziło wszystko dokoła, a ja czuję się jak karetka pogotowia na sygnale w korku przed szpitalem wojewódzkim w Gdańsku. Wojskowa kurtka i spodnie w kamuflaż wydają się w tym momencie groteskowo bezużyteczne, bo jakiż to kamuflaż, jeśli stojąc na wzniesieniu, jestem widoczny na kilometr, a wiatr swobodnie roznosi mój zapach po tu nagle z wysokiej trawy zrywa się sarna i gna przed siebie w stronę młodnika. Koza to jest, czyli inaczej siuta - samica sarny. Tu mała dygresja: sarna to nie jest żona jelenia (jak się wielu dorosłym i światłym skądinąd ludziom wydaje), tylko osobny gatunek zwierzęcia. Żona jelenia to łania, a mąż sarny - inaczej kozy, to kozioł lub o to. Stoję i patrzę na uciekającą przede mną siutę i widzę, że coś z nią jest nie tak. Prawa tylna noga (czyli tzw. cewka), zwisa jej bezładnie i majta się podkurczona. Żałosny widok cierpiącego mogło się stać? Kto mógł ją tak okaleczyć? Gdyby były tu wilki, można by przeciwko nim wystosować akt oskarżenia, choć byłby dość absurdalny. Wilki okaleczoną sarnę ze smakiem by drapieżników zdolnych okaleczyć dorosłą sarnę tu nie ma. To znaczy - są. Ludzie, uzbrojeni w sztucery. Albo ich kiedy tak patrzyłem na biedne zwierzę, przypomniało mi się, co czytałem ostatnio na forum dla myśliwych, na stronie "Łowcy Polskiego". Rzecz będzie o wstępu: lisy budują nory albo zajmują je po borsukach, potrafią nawet dokonać eksmisji borsuka, jeśli im się jego nora spodoba, a nie będzie chciało się rudym spryciarzom kopać swojej własnej. Nory mają kilka metrów głębokości, zdarza się, że prowadzi do nich kilka forum, w poście zatytułowanym "Noworoczne norowanko", pisze myśliwy o tym, jak 30 grudnia idzie przez las i nagle: "przykucnąłem ze zdziwienia - po ścieżce w moim kierunku sznuruje lis. Odbezpieczyłem dubeltówkę i wypaliłem. Odłamkowy pocisk mimo że dosięgnął celu, nie unieruchomił go".Myśliwi nie używają czasownika: "zabić". Na tym kończy się pierwsza część opowieści. Ranny lis uciekł, i pisze dalej: "Historia powtórzyła się w czwartek: pozostały tylko drobne kropelki farby [krwi - red.] na sfarbowanym tropie. Wróciłem po jamnika - zawzięcie ruszył po tropie i wparował za lisem do nory".Myśliwy musiał coś załatwić w mieście. Zostawił psa w norze i pojechał. Wrócił po godzinie. Psa ni widu, ni słychu. Jego pan posiedział więc przed norą. Zaczęło się zmierzchać. W końcu: "Jamniczka wyjechała z nory. Była oblepiona błotem, jakby wyszła z błotnistej kąpieli. Być może chciała wyciągnąć zdławionego lisa na zewnątrz? Tego się nie dowiem".Jakże ciekawa przygoda spotkała tego myśliwego na łowieckim szlaku. Zadowolony z siebie człowiek nie zaprząta sobie głowy losem dwóch lisów, jednego postrzelonego, drugiego dodatkowo pogryzionego przez psa. Pewnie zdechły. Grunt, że dzielna jamniczka, cała i zdrowa, zdołała otrząsnąć się z myśli przyszły mi do głowy, kiedy patrzyłem na sarnę z potwornie dyndającą nogą, przebiegającą akurat obok myśliwskiej ambony, która wyłożona jest siankiem, żeby było łowczemu wygodnie. Na drzwiczkach kłódeczka i zakaz wstępu. Zakazy niekiedy są po to, żeby je łamać. W środku ciepluchno i przytulnie. Chybiony strzał? Kto by tam ganiał za sarną po lesie. Sama zdechnie. Wejdą pod muszkę i jeszcze jedno: pod wpisem myśliwego, dzielnego pogromcy lisów, był taki komentarz: "Jesteś jak ten koleś, co kotem o ścianę rzucał. Sfilmować trzeba było i na youtube dać".Romantyczny desperataTydzień później wracałem z bezskutecznego, jak zwykle, porannego poszukiwania rudego przyjaciela. Przechodziłem koło bagna. Pójdę brzegiem, pomyślałem, jest błoto, może będą tropy. Idę, a tu rumor. Jedna druga, trzecia. Może czwarta? Pewności nie mam. Spłoszyłem sarny, było już dość późno, więc pewnie odpoczywały po śniadaniu w tzw. ostoi dziennej (zwykle sarny spędzają tam dzień, codziennie mniej więcej w tym samym miejscu).Spłoszona sarna ucieka. Jednak często po chwili zatrzymuje się i w bezpiecznym miejscu, z ukrycia, obserwuje intruza. Te jednak odbiegły na wyjątkowo krótki dystans. Padłem więc w błoto, znieruchomiałem i czekam. Czuję, jak woda zaczyna przesiąkać przez kurtkę. To jednak przestaje mieć znaczenie, bo widzę, że rogacz, zostawiwszy za sobą dwie albo trzy siuty, powoli, acz konsekwentnie zbliża się do mnie. Nie ucieka, tylko dość szerokim kołem obchodzi mnie od drugiej strony, jakby od moich pleców. Spogląda na mnie raz po raz. Coś ode mnie chce, tylko co? Czyżby chciał mnie nadziać na te swoje różki - parostki? Będę pierwszym człowiekiem na Ziemi, który został zaatakowany i zabity przez sarenkę?A on idzie dalej ku mnie. Ja leżę, wygięty (obszedł mnie i już jest tam, skąd przyszedłem, a ja staram się nie spuścić go z oczu). I tak mierzymy się wzrokiem, on stoi, ja leżę w błocie, naprzeciw siebie w odległości około trzydziestu metrów. Minuta, dwie, trzy, pięć."Dziękuję za pokaz, bardzo z ciebie okazały rogacz, pozwolisz jednak, że teraz już będę spadał, bo mi kurtka namokła" - postanawiam wstać. Wstaję, a on daje susa w bok. Zza krzaka, spośród liści dostrzegam te jego wielkie czarne oczęta zwane świecami. No to ja plecami do niego i robię dwa kroki w stronę, w którą szedłem, zanim wykonałem pad w tu nagle, jakby ze wszystkich stron:- Gdzie leziesz? Wypad mi stąd! Wynocha! Ani kroku dalej!Beczał rogacz, cały czas w tych krzaczorach, przeraźliwie i brzydko. Wrzeszczała sójka, która nagle znalazła się nad moją głową. Na domiar złego zaczęły, gdzieś zupełnie niedaleko, wyzywać mnie od najgorszych żurawie. Stanąłem jak No dobra, już dobra, sorry, czego się tak wydzieracie? - powiedziałem im wszystkim, i gospodarz gościa wyprasza, to trzeba się szybciutko, omijając mnie szerokim łukiem, wrócił na swoje miejsce. Za nim jego siuty. Nie minęła minuta, kiedy wszystko wróciło do normy - czyli do momentu sprzed pojawienia się dziwacznej dwunogiej potem myślałem nad tym dziwnym zachowaniem saren. Czyżby gdzieś tam przede mną, było ukryte koźlątko, które jeszcze nie potrafiło przede mną uciec? Sarny zostawiają swoje bezzapachowe młode w zaroślach, krążą wokół, pilnując ich, podchodzą tylko na karmienie. Wszystko dla pierwszy tydzień maja. Koźlątko, jeśli by przyszło na świat, to dosłownie "przed chwilą".Czy bohaterski rogacz wystawił mi się, żeby odciągnąć moją uwagę? Czy, kiedy zobaczył, że nie idę w jego stronę, tylko w przeciwną, zaczął beczeć, co zaniepokoiło sójkę, żurawie - i stąd cała awantura?Jeśli tak, to jego zachowanie było co najmniej dziwne. Rogacze nie biorą udziału w wychowywaniu potomstwa. Nie są stałe w uczuciach, zwijają interes zaraz po tym, jak zrobią swoje, idą szukać gdzie indziej koziego szczęścia. Czy więc ten rogacz to był jakiś wyjątek, bohaterski romantyk-desperata?Wszystko to pozostanie zagadką. Bo oczywiście mógłbym wrócić na miejsce, wbrew protestom kopytnych i skrzydlatych krzykaczy, i sprawdzić, cóż to jest za skarb, którego tak skrupulatnie strzegły. Jeśli moje podejrzenia potwierdziłyby się, miałbym świetną fotkę. Naraziłbym jednak wtedy koźlątko na porzucenie i pewną wyskakuje z bańkiJeszcze następnego dnia jedna rzecz nie dawała mi spokoju: dlaczego natychmiast po sygnale, jakim rogacz zaalarmował otoczenie, odezwały się żurawie? To, że sójka zaczęła drzeć dzioba, to nic nadzwyczajnego. Ale co tam robiły żurawie? Zważywszy na to, że działo się to tuż obok bagna, odpowiedź może wydawać się pójść - i sprawdzić, co w trzcinach piszczy... Albo nie tyle piszczy, co skrzypi. Pokrzękuje, jak w zapomnianym przysłowiu zwiastującym wiosnę: "Na św. Józefa chłop wołami pochęka, a żuraw sobie pokrzęka". I choć trudno powiedzieć, co znaczy pochękiwać (wołami), to pokrzękiwanie jest oczywiste dla kogoś, kto słyszał kiedykolwiek głosy dusz utrapionych. Czyli żurawi klangor. Dla mnie to jakieś upiorne podobne wrażenia mieli nasi praojcowie. Bo odlatujące jesienią Drogą Mleczną żurawie przenosiły na skrzydłach ludzkie dusze do Niwy, do samego Światowida, gdzie rośnie Drzewo Wyraj, co ma tysiąc splątanych pni, a z każdego pnia wyrasta jeszcze tysiąc jednak słowiańską mitologię i wróćmy na ziemię. Jeszcze niedawno żuraw był ptakiem rzadkim. Dziś jest ich coraz Puchalski, ojciec chrzestny polskich przyrodników-fotografów, spędził wiele dni na poszukiwaniu żurawiego gniazda. Opisywał drogę przez bagna, bo tylko na niedostępnych dla ludzkiego oka, bagiennych terenach żurawie klecą swoje gniazda z butwiejących gałązek. "Szukaliśmy ich już od tygodnia, nie szczędząc wysiłków i uciekając się do najrozmaitszych podstępów". A jak już znalazł gniazdo z jajami - cóż to była za przygoda, jakież to było przeżycie... I jakie rozczarowanie, gdy okazało się dzień później, że jaja pożarł to jako dziecko, z wypiekami na twarzy. A teraz dochodzący z bagna potępieńczy wrzask żurawia nie dawał mi z jednej strony przylega do zalesionego wzniesienia. Jeśli chcieć z góry lustrować przez lornetkę podmokły teren, będąc samemu niezauważonym, to ten zalesiony pagórek będzie miejscem wprost za krokiem, w idealnej ciszy. Uważne sprawdzanie miejsca, w którym chce się postawić stopę. I tak, metr po metrze, do prześwitu, za którym...Jakaś biało-szara bańka na stosie gałązek. Jak na dłoni. Jak w przyrodniczym filmie produkcji BBC. Biało-szara bańka leży nieruchomo. Nie przypomina ptaka, tym bardziej smukłego minuty - pierwsza, druga, trzecia. Z białej bańki nagle wyskakuje długa szyja. Przysypiającą o poranku mamę (albo tatę - żurawie łączą się w pary na całe życie i po równo dzielą obowiązkami gniazdowymi) coś zaniepokoiło. Czy to ja?Przyznam się: po sto czterdziestym drugim ukąszeniu komara ruszyłem się, żeby krwiopijcę uśmiercić zasłużenie. Teraz, nie chcąc spłoszyć troskliwego rodzica, cichutko wycofywałem się ze swojej się. Przez najbliższe tygodnie będę mógł patrzeć, jak dorastają młode żurawie. Jak na dłoni, jak na filmie to i wredneA co z lisem? Kilka wypraw i tylko jedno mignięcie rudej kity. Zawsze rano, kiedy przechodzę błotnistą po deszczu i piaszczystą w słońcu drogą tuż obok łąki, nie ma na niej tropów. A kiedy tą samą drogą wracam - już są. W ten sposób dowiaduję się, że przedmiot mojego tropienia, chytrus jeden, za każdym razem idzie za mną. To kto tu kogo tropi?Napisałem: chytrus. Mógłbym napisać jeszcze: podstępny morderca drobiu. Zwierzak sprostowania nie zażąda. Węch może ma dobry, ale czytać nie umie. Umie natomiast zadusić kilka kur w kurniku. Słyszy taki gospodarz rwetes, chwyci widły i leci ubić szkodnika. Zastaje pole bitwy - pięć kur się: wpuścić lisa do co zabijał aż pięć kur? I tak by tylu nie zjadł. Wniosek: urodzony morderca. Zabija dla przyjemności zabijają tylko ludzie. Budują sobie nawet w tym celu wygodne budki w lesie. A lis buduje nory, nie jedną, a kilka. I z natury, jak każde inteligentne zwierzę, jest dość leniwy. Jak już dostanie się do jedzeniowego Eldorado, to chce zrobić zapasy i schować je potem do swoich kilku nor. W ten sposób ma urlop od polowania na jakiś czas. Gdyby gospodarz dał mu godzinkę na to, żeby zaduszone kury wyniósł z kurnika, nie zastałby po tym czasie - poza piórami, żadnych śladów jednak nie jest w stanie zmienić czarnego pijaru, jaki to zwierzę musi znosić. Wiadomo przecież - jak rudy, to i chytruskaWracając zaś do samego tropienia - po etapie badań laboratoryjnych na skraju drogi przyszedł czas na badania terenowe. Przydałoby się go w końcu tym celu pojadę do budowlanego marketu, kupię metrową rurę kanalizacyjną. Potem do mięsnego, karkówkę wystawię na słońce, żeby nabrała odpowiednio smakowitego potem, jeszcze przed świtem, przeciągnę smakołyk po trawie przez łąkę, od miejsca, w którym znajduję lisie tropy, do miejsca, które będzie dobrze widoczne z mojej kryjówki. Wkopię rurę pionowo, tak żeby jeden jej wylot wystawał na zewnątrz, i wrzucę mięsko do środka. Bo gdyby nie rura, mój kolega zaraz by posiłek zabrał, śmignął kitą i tyle bym go widział. A tak to będzie musiał będę czekał. Zobaczymy, kto kogo przechytrzy, lisku jeden ty!Czyja to jest łąka?Ostatnio ktoś mnie zapytał, wskazując na łąkę za oknem:- Czyja to jest łąka?Szczerze powiedziawszy, nie mam pojęcia, kim jest człowiek, którego czasem w oddali widuję, jak wypasa na niej Czyja to jest łąka? - powtórzyłem przeciągle pytanie, zyskując czas na zastanowienie. Spojrzałem za okno. Żurawie bagno, droga, na której znajduję lisie tropy, ostoja saren w Nie wiem - powiedziałem. Pracownicy parku narodowego Cape Lookout National Seashore, znajdującego się w północno-wschodniej części Stanów Zjednoczonych w Karolinie Północnej, opisali znalezisko, jakiego dokonał ich patrol na jednej z plaż. "Dziwactwa znalezione na plaży" — napisali, dodając dwa zdjęcia morskich stworzeń. Jak opisali, stworzenia leżały już nieżywe przy brzegu, w sąsiedztwie kłody pokrytej pąklami (białymi skorupiakami, prowadzącymi osiadły tryb życia). "Nie wiadomo, czy są one związane z kłodą, czy to tylko zbieg okoliczności" — czytamy w opisie. Stworzenia były długie na około 15 cm, czarne, a wzdłuż pleców miały schowane białe kolce. "Jednym z przypuszczeń było to, że mogą być formą strzykwy (lub ślimaka morskiego?), ale nie można ich było dopasować do żadnych obrazów, które zostały umieszczone w Internecie" — napisali pracownicy parku narodowego, prosząc o pomoc w ich identyfikacji. Dalsza część artykułu pod materiałem wideo Zobacz też: Podwodne "potwory" na zdjęciach rosyjskiego rybaka Wieloszczet wędrujący, a może strzykwa? Pod postem pojawiło się dużo komentarzy. Padło w nich wiele pomysłów, do jakiego gatunku mogą należeć znalezione żyjątka. "To jest ogórek morski, jak sądzę, albo robak szczecinowy" — czytamy w komentarzach. "Wyglądają one jak to, co nazywamy wieloszczetami wędrującymi. Kiedy są żywe, jeśli machasz ręką w ich pobliżu, białe kawałki rozciągną się, by bronić robaka" — brzmi jedna z kolejnych odpowiedzi. "Od Joe, emerytowanego nauczyciela biologii. Zdecydowanie nie jest to ślimak morski ani strzykwa, są to odpowiednio mięczaki i szkarłupnie. Prawidłowa grupa to pierścienice, segmentowane robaki, ta sama grupa, która obejmuje dżdżownice i płazy. Większość z nich żyje w morzu i ma parapodia, czyli szczecinki, które wystają z boków każdego segmentu. Więc wieloszczet i wieloszczet wędrujący to najbliższe przypuszczenia" — czytamy. Żaden z komentarzy jednak nie rozwiał w 100 proc. wątpliwości, co to za stworzenia morskie. Zobacz też: To morze kryje w sobie niezwykłe zwierzęta i wojenne wraki. Jak dobrze znasz Bałtyk? [QUIZ] Źródło:

dziwne stworzenia w lesie